Nowy kurs od podstaw od 8 marca 2017. To prawdziwa okazja – dla wszystkich, którzy chcą tańczyć tango.

Można uczyć się od kogoś, kto ten taniec ma we krwi, kto tango tańczy, gra, komponuje – zajęcia prowadzi Argentyńczyk Ariel Ramirez. Można jeszcze dołączyć, zapraszamy w środy.

Więcej o nowym kursie tanga argentyńskiego z Arielem we Wrocławiu dla początkujących i o zajęciach dla zaawansowanych tutaj>>

Zapraszamy do tańca

Salsa solo suelta – dla wszystkich, którzy chcą cieszyć się swoim coraz bardziej swobodnym ruchem, głębokim rozluźnieniem. Dla lubiących energetyczne rytmy, smakowite mieszanki stylów muzycznych. Przydaje się zapracowanym, zestresowanym, zagonionym. Przynosi radość, komfort w ciele i odpoczynek dla umysłu.

Tańczymy salsę sueltę solo – a właściwie mówiąc – wszyscy razem w grupie, w liniach i kręgu. Nie trzeba mieć partnera.

Salsa na tych zajęciach będzie wolna od powinności, sztywnej formy, od choreograficznych układów i złożonych figur. Zachęcać będę do bycia w tańcu w naturalny dla siebie sposób i w harmonii z innymi.
Na naszym parkiecie będzie miejsce dla każdego, kto chce tańczyć, niezależnie od doświadczenia z ruchem, wieku, tempa uczenia się.
To, czego nauczymy się na tych zajęciach, można potem wykorzystywać w tańcu solowym lub w parach.

Dla kogo, kiedy?

  • Grupa dla już tańczących – wtorki 16:45 – trzy wolne miejsca
  • Grupa dla już tańczących –  środa 17:15 – trzy wolne miejsca
  • Grupa dla początkujących – poniedziałek 20:45 – dwa wolne miejsca

Obowiązują wcześniejsze zgłoszenia i zapisy.

Wiek i płeć – dowolne, strój – wygodny, obuwie zmienne (lub boso). Dobrze mieć coś suchego na przebranie po zajęciach.

Zajęcia prowadzą:

Anna Tymes – wtorki 16:45; środa od 17:15 –  grupy dla już tańczących

Beata Tymes  – poniedziałek 20:45, od 14.1.19 – dla początkujących, podstawy

Miejsce:

Wrocław, ul. Powstańców Śląskich 58 D

Cena:

  • Cena 8 zajęć 140 zł
    pierwsze zajęcia, jeśli nie będzie kupiony karnet – 25 zł
  • Honorujemy Karty Systemu Multisport, Ok System – bez dopłat, obowiązuje kaucja rezerwująca miejsce w grupie – 45 zł za kurs płatna po pierwszych zajęciach. Po zakończeniu kursu kaucja jest zwracana w całości pod warunkiem uczestniczenia we wszystkich zajęciach – możliwe jest 'odrobienie’ nieobecności w innej grupie salsy solo.
    Za każdą nieobecność na zajęciach potrącane jest z kaucji 15 zł.
    Kaucja zwrotna do 14 dni po zakończeniu cyklu.

Zapisy i zgłoszenia:

Ania Tymes – anna.tymes@11dom.pl; tel. 505 954 250
Beata Tymes – beata@taniec.info.pl; tel. 660 350 606 – zajęcia w poniedziałek

    Zapisz się na zajęcia


    Salsa Solo - dla już tańczących - poniedziałek 20:45 z Beatą Tymes
    Salsa Solo - dla już tańczących - wtorek 16:45 z Anną Tymes
    Salsa Solo - dla już tańczących - środa 17:15 z Anną Tymes

    Zapraszamy na inne nasze zajęcia w tygodniu:

    Zobacz grafik zajęć:  nauka salsy, tango, qigong

    Przeczytaj relacje uczestniczek zajęć:

    [blog count=”2″ style=”modern” columns=”2″ category=”’dlaczego-tancze” category_multi=”” exclude_id=”” filters=”0″ more=”1″ pagination=”0″ load_more=”” greyscale=”0″ margin=”” events=”0″]

      Zapisz się na newsletter aby dostawać informacje o nowych zajęciach, warsztatach, wyjazdach i innych wydarzeniach

      Imię i nazwisko

      Taniec
      Wszystkie wydarzenia Ośrodka 11 Dom

      Twój e-mail

      Interesują mnie:
      krótkie zajęcia we Wrocławiu
      dłuższe zajęcia we Wrocławiu i wyjazdowe warsztaty

      Pełny parkiet, wirujące spódnice, radość ze spotkania, szalone celtyckie rytmy. Tradycyjny zestaw szkockich tańców i innych, które lubimy razem zatańczyć.

      Kolorowo jesienne lasy, cisza brzegów jeziora, spokój zaoranych pól dookoła. W takim to otoczeniu spotkaliśmy się w Domu pod Lipą na weekendowych zajęciach z ćwiczeniami TRE, qigongiem i Tańcem.

      To taki zestaw praktyk, który zapobiega gromadzeniu się napięć, ułatwia rozluźnienie ciała i umysłu. Opiera się na zaufaniu do ciała, naturalnych procesów autoregulacji.

      Pomaga poczuć życiową energię i uspokoić myśli, powrócić do radości odczuwania prostych, zawsze dostępnych przyjemności codziennego życia.

      Uważne ćwiczenia, skupienie, eksplorowanie nowych odczuć, sposobów poruszania się, szukanie płynności i rozluźnienia w lekcjach metodą Feldenkraisa, które poprowadził Paweł Wójtowicz.

      I swobodny, energetyczny, beztroski taniec. Do tego jeszcze poranny Qigong, spacery, rozmowy, odpoczywanie i kosztowanie pyszności z kuchni Beaty i Grzegorza. Tak było. Dobrze było.

      Od rana do wieczora w sierpniowe dni być tutaj razem z tymi, którzy też tak lubią… Czas na taniec, w którym odkrywamy swój nowy, wolny od nawyków ruch i jego połączenie i taki,w którym cieszymy się wspólnym kręgiem prowadzącym nas w harmonii.

      Radość z szalonych, gorących rytmów. To też miejsce i czas sprzyjające byciu w ciszy, w delikatnym ruchu, ze spokojnym umysłem. I jeszcze to jezioro, do którego jak najczęściej chcemy iść sosnowym lasem, w dzień i w ciemnym wieczorem. Błogie sycenie się dobrym jedzeniem podanym pod rozłożystą lipą.

      Wakacje z Tańcem i ruchem w Domu pod Lipą w Silnej Nowej 2016

      Z Beatą Tymes, uczącą salsy w parze rozmawiała Olga Szelc

      – Wiele osób ma obawy przed tańcem w parze. Mówią, że nie potrafią, boją się, czasem wstydzą. Czy warto i można to zmienić?

      – Zastanawiam się, skąd te obawy… Myślę, że prawie każdy może nauczyć się tak tańczyć, zgrać z drugą osobą. Dobrze by było, żeby wynikało to z wewnętrznej potrzeby i chęci, nie ma co robić tego na siłę. Moje doświadczenie z wielu lat prowadzenia zajęć mówi mi, że warto spróbować.

      – Pamiętam, jak mama zapisała mnie na lekcje tańca przed studniówką. Bardzo się tam męczyłam.
      – Jeśli nie miałaś na to wewnętrznej zgody, to pewnie było to trudne doświadczenie. Można w ten sposób na długo się zniechęcić.

      – Tak, tamta forma zupełnie mi nie pasowała.

      – Jest ogromny wybór form, rodzajów, stylów tańca w parze, warto poszukać tego, co nam będzie odpowiadało. Możemy chcieć się uczyć, szkolić na kursach, warsztatach, rozwijać technikę, świadomość ruchu, poznawać figury, a możemy też całe życie tańczyć tak, jak sami sobie to wymyślimy, poczujemy. Wiele par w ten sposób cieszy się z bycia razem na parkiecie w klubach, na spotkaniach, potańcówkach, weselach. Często znając tylko bardzo proste kroki i parę figur, świetnie się czują w tańcu i dobrze bawią.
      Kiedy decydujemy się na naukę, to warto rozpoznać jaka muzyka, styl, forma tańca nam odpowiada. To, co teraz króluje na parkietach, pochodzi z bardzo wielu różnych stron świata, kultur, czasów – niektóre są nam z różnych względów bliskie, w innych możemy czuć się nieswojo. Ktoś może nie czuć się dobrze w bezpośrednim, bliskim fizycznie kontakcie z drugą osobą i tango nie będzie mu odpowiadało, ale np. tradycyjne polskie tańce już tak. Myślę, że te obawy, o których wcześniej była mowa, są właśnie związane z takimi intymnymi formami tańca, jakie obserwujemy w tangu, bachacie czy czasem salsie. Warto uświadomić sobie, co lubimy, z czym czujemy się dobrze, a co budzi nasz lęk czy wstyd, poznać własne preferencje i granice.

      – O czym warto pamiętać, kiedy decydujemy się na naukę?

      – Ważne, a widzę, że nie zawsze jest to oczywiste, aby zrozumieć, iż taniec w parze to współdziałanie. Efekt zależy od zaangażowania, talentu, dobrej woli, życzliwości, zrozumienia, a czasem nawet cierpliwości obu stron. Trzeba więc poznać kroki i figury, ale też nauczyć się współpracować. Należy poznać także nowy sposób porozumiewania się – bez słów. Im więcej radości odnajdziemy w tej wspólnej nauce, im bardziej odpuścimy ocenianie samego siebie i naszego partnera czy partnerki, im mniej krytyczni będziemy, a bardziej wdzięczni sobie za taką aktywność i wszelkie najmniejsze nawet postępy – tym szybsze będą rezultaty.

      Oczywiście, ważne jest również, aby będąc w parze samemu dobrze tańczyć, w rytmie, w stylu, z wdziękiem. W tym pomocne może być chodzenie na zajęcia tańca solo (na przykład salsy, improwizacji itd.), a także różnego rodzaju ćwiczenia, treningi, w których rozwijamy swoje możliwości, świadomość ciała, zakres ruchu, koordynację, kondycję. Kiedy będziemy lepiej czuć się w swoim ciele i mieć dobre wyczucie swojego ruchu, to dużo łatwiej będzie nam wejść w kontakt z inną osobą w tańcu.

      – A jakie trudności zgłaszają ci uczestnicy zajęć? Co sama obserwujesz?

      – Czasem trudnością jest to, że w parze jednej osobie dużo bardziej zależy na nauce, druga osoba przychodzi na zajęcia nie do końca przekonana, nie robi tego dla siebie, tylko dla partnera. Kolejną trudnością jest przyjęcie ról, które w tańcu w parze obowiązują. Tu mężczyzna prowadzi, a kobieta podąża za nim. Tymczasem we współczesnych związkach, często kobiety są tymi, które chcą mieć decydującą rolę i prowadzić, a mężczyźni z kolei są spolegliwi i wycofują się z pozycji lidera – odnoszę wrażenie, że czasem taka sytuacja obojgu odpowiada. W takiej parze taniec może się udać, bo często kobieta po prostu będzie się „prowadzić” sama, a partner będzie jej na to pozwalał. Jednak może się okazać, że ciężko im będzie zatańczyć z innymi partnerami lub stanie się to w ogóle niemożliwe.

      – Co – poza nauką kroków, figur, stylowego ruchu – sprawia, że ludzie zapisują się na zajęcia?

      – Pary, które są ze sobą, przychodzą po to, aby coś razem robić, nauczyć się czegoś nowego, miło i blisko ze sobą spędzić czas, poznać się, zrozumieć, wyczuć się lepiej. To ważne i dla nowych związków, i dla tych z wieloletnim stażem. Doświadczenia z parkietu przekładają się na codzienne bycie ze sobą – nauka harmonijnego współdziałania, radość z bliskości, odkrywana synchronizacja ruchu, wszystkie budzące przez taniec emocje – wzbogacają pary i zwiększają satysfakcję ze związku. Nabyte umiejętności sprawiają, że pary z większą przyjemnością bywają razem na imprezach klubowych czy rodzinnych.

      Mam też uczestników – mężczyzn, którzy są w związkach, ale na zajęcia zgłosili się sami – oni przychodzą dla swoich kobiet, żeby dorównać im w umiejętnościach tanecznych. Ci, którzy singlami, często mają inny plan – zwykle bardzo skuteczny – żeby nauczyć się tańczyć i dzięki tej umiejętności poznać atrakcyjne kobiety. Niektórych mężczyzn sprowadza na zajęcia chęć rozwijania tanecznej pasji – i oby takich jak oni było jak najwięcej. Gdy na sali jest ich wielu, utwierdzają się w zdrowym przekonaniu, że taniec to też męska rzecz. Kobiety mają w naszej kulturze łatwiej pod tym względem. Marzenie o tańcu jest wśród nich powszechne i aprobowane. Wiele z nich zapisuje się więc po prostu po to, żeby to pragnienie spełnić. Dla niektórych jest to też sposób na poznanie ciekawego mężczyzny.

      – A jak znaleźć sobie partnera do tańca?

      – Ze względu na charakter moich zajęć zwykle uczestnicy zapisują się, kiedy już mają z kim tańczyć – często są to osoby będące w związku, czasem to tylko znajomi. Są osoby, które znajdują partnera do tańca właśnie rozpytując wśród znajomych, czasem skuteczne są strony typu „ogłoszenia: partner do tańca” i oczywiście portale społecznościowe. Warto rozpuścić wici, pytać, ujawnić swoje marzenie, wytrwale poszukiwać. Kto wie, może wśród naszych znajomych ktoś właśnie czeka na taką propozycję?

      Gdy zdarza się, że w kursie chcą wziąć udział ‘pojedyncze’ kobiety i ‘pojedynczy’ mężczyźni, to dobieram ich w pary, starając się intuicyjnie wyczuć, komu z kim się będzie dobrze tańczyło. Zawsze cieszę się, kiedy widzę, że to działa, a para robi szybkie postępy.

      – A kim, według Ciebie, jest dobry tancerz, dobra tancerka?

      – Myślę, że to ktoś zharmonizowany ze sobą, muzyką, z tym, z kim tańczy. Ktoś, kto jest uważny, skoncentrowany na swoim partnerze, emanuje akceptacją, dba o to, aby druga osoba czuła się komfortowo, nie zmusza jej do niczego, co jej nie pasuje. Dobry tancerz mężczyzna to dżentelmen, klarowny w ruchu, prowadzący pewnie i z otwartością na to, czego potrzebuje kobieta, co dzieje się między nimi. Dobry tancerz czy tancerka to ktoś, kto nawiązuje kontakt, z kim przyjemnie jest tańczyć, kto sprawia swoim tańcem radość, wywołuje uśmiech na twarzy partnera.
      Moim zdaniem nie jest dobrym tancerzem ktoś, kto opanował świetnie technikę ruchu, ale nie dba o partnera czy partnerkę i bardziej pragnie spodobać się obserwującym widzom, niż osobie z którą jest na parkiecie.

      – Jakie będziemy mieć korzyści z tańca w parze? Co nam może dać?

      – Bardzo wiele: przyjemność płynącą z ruchu, zabawy, naukę, jak być blisko, jak czytać siebie nawzajem, porozumiewać się bez słów – to może być bardzo głębokie doświadczenie. Dla niektórych ważna może być też satysfakcja z postępów, radość z intensywnego czy precyzyjnego, wyrafinowanego ruchu i większa sprawność fizyczna. Inni cenią to, że jest to praktyka cierpliwości, skupienia, uważności, współpracy. Może być to wielka przyjemność zmysłowa, z większą lub mniejszą domieszką erotyzmu i sposób na subtelny flirt – jeśli obojgu tancerzom to pasuje. Taniec pomaga odpocząć, zrelaksować się, oderwać od męczących myśli. Jednocześnie zyskujemy dużo wiedzy o sobie i o tych, z którymi tworzymy parę, o relacjach ze sobą i z innymi ludźmi, o tym, co lubimy, a czego nie.

      Część kobiet i mężczyzn uważa, że wytańczyć się i wyszaleć można jedynie solo. Niektórzy podkreślają, że nie lubią oddawać swojej wolności czy kontroli nad sobą, że w parze czują się skrępowani, ograniczeni, zależni. Czym innym jest jednak taniec z samym sobą, a czym innym relacja w tańcu z partnerem – coś za coś. Harmonizując się z partnerem czy partnerką możemy zyskać inne doświadczenia, niż w tańcu z samym sobą. Kto chce poczuć przyjemność wirowania czy obrotów w szalonym tempie, zgodnego połączenia ramion albo poruszania w rytmie muzyki w przytuleniu – tego zachęcam do spróbowania tańca w parze.

      – Czuję się zachęcona! Dziękuję za rozmowę.

      Maj w Paradzie to już tradycja. Znów były tańce na tarasie z widokiem rozległym na Kotlinę, łąki, góry. Znów nad nami słońce, wiatr dołączający do naszego ruchu. Był poranny i popołudniowy Qigong na zielonej trawie. Na ulubionej podłodze bose stopy lekko tańczyły.

      A do tego ćwiczenia – prowadzące nas z uwagą do nas, do naszego odczuwania siebie i tego co się z nami dzieje, kiedy podążamy za kolejnymi ruchowymi zadaniami. Zapamiętamy też pewnie na długo ten wieczór, kiedy śmialiśmy się, śmialiśmy, śmialiśmy…

      Pretekstem, i to bardzo dobrym, żeby jeszcze raz w tym roku spotkać się na parkiecie i zatańczyć szkockie tańce było to, że była jeszcze przez kilka dni we Wrocławiu Basia, która tańczy w zespole Scottish Country Dance w dalekim Permie.

      Z podziwem patrzyliśmy na lekkość jej tańca. Z nadzieją, że i nam się ona udzieli praktykowaliśmy cały piątkowy wieczór .

      To był piękny, energetyczny wieczór. Doborowa grupa, w kobiecym i męskim składzie prawie zrównoważonym, bywalcy i nowicjusze, z różnych pokoleń, w strojach bardzo stylowych, szkockich i całkiem codziennych.
      Zatańczyliśmy: The Canadian Barn Dance, Chapelloise, Valse des Roses, Kiss My Sister, The Dashing White Sergeant, Schommelwals, The Bridge, The Posties Jig, The Riverside Jig i na koniec ulubiony Strip The Willow (w wersji 15 minut non stop). Czytaj dalej

      Myślę, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety, gdy tańczą z sercem i zaangażowaniem, mogą wiele w tańcu wyrazić.

      Pewnego dnia żona oznajmiła mi, że idziemy uczyć się tańczyć. Było to jej postanowienie noworoczne i marzenie. Oczywiście, zamierzałem pomóc jej je spełnić. Rzecz jasna, miałem opory. Miałem wtedy 37 lat i nie interesowałem się tańcem. Jako dziecko byłem niski i pulchny, ten rodzaj ruchu mnie nie pociągał. Potem, już jako nastolatek, trochę zazdrościłem tym, którzy umieli z gracją poruszać się na parkiecie, np. w dyskotece. Jednak nie ciągnęło mnie do tego, aby spróbować samemu. Czytaj dalej

      Taniec może uwalniać od stereotypowych zachowań. Można porzucić ocenianie, czy to jest ładne czy nieładne. Po prostu być tym tańcem, być w nim i z nim.

      Pamiętam, że w dzieciństwie nie tyle sama tańczyłam, co uwielbiałam oglądać balet. Fascynowało mnie to panowanie nad ciałem i było w tym też coś niezwykle zmysłowego…  Nie mogłam oderwać oczu od tancerzy w telewizji.
      Z tańcem jako formą zabawy po raz pierwszy spotkałam się na letnich koloniach. To był wielki zawód. Trzeba było tańczyć w parach, według określonego porządku. Dziewczynki denerwowały się tym, że nie zostaną poproszone do tańca przez chłopców. Nie odpowiadało mi to i bardzo mnie nudziło.

      W szkole średniej też nie przepadałam za tą formą ruchu. Tańce były zorganizowane, chodziło się na jakieś dyskoteki, wciąż grała ta sama muzyka. Już wtedy zauważyłam, że rodzaj muzyki ma dla mnie duże znaczenie. Oczywiście, potrafię poruszać się do różnych melodii, ale najbardziej lubię rdzenne, mocne rytmy, które mnie ukorzeniają, łączą z Ziemią. Dlatego właśnie lubię salsę afrykańską, cięższą, transową.
      Przyjemność płynącą z tańca odkryłam później, chodząc na „prywatki”. Słuchało się na nich muzyki bardziej awangardowej, rockowej, z mocnym brzemieniem, charakterem. Ktoś przysyłał lub przywoził z Zachodu płyty, jakich u nas nie było: Tangerine Dream, Genesis, King Crimson, Rober Waytt… Do tej muzyki tańczyło się w sposób swobodny, improwizujący, każdy sam ze sobą. To mi dużo bardziej pasowało…

      Potem był stan wojenny, spotkania towarzyskie się skończyły… a jeśli się już odbywały, to mieliśmy ważniejsze rzeczy do robienia niż bawić się.
      Pełni tańca zaznałam chodząc na warsztaty „5 Rytmów” i improwizację do Kolorów Życia (ośrodek warsztatowy we Wrocławiu). Tam odkrywałam kontaktowanie się w tańcu ze sobą i ze swoją wrażliwością. Uczyłam się też przez jakiś czas tańca brzucha. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Ćwiczyłam sama w domu przed lustrem, na zajęciach obserwowałam innych tancerzy. Przekonałam się, jak mało znam swoje ciało i możliwości, jakie ukrywa. Zapragnęłam więc je odkryć!

      Na salsę trafiłam z kolei przez Qigong. Na warsztatach z Mistrzem Liu poznałam Anię, która w Ośrodku 11 Dom prowadziła zajęcia taneczne.  W tym czasie Kolory Życia nieco zmieniły profil, chętnie więc skorzystałam z okazji, aby zaznać czegoś nowego.

      Moja salsa była od początku takim rodzajem improwizacji. Podobało mi się, że prowadząca zajęcia nie mówi, jak i co mamy robić. Podaje tylko pewien pomysł, a my za nim swobodnie podążamy. Każda na swój sposób. Jednocześnie obecność każdej z nas jest całością tego tańca.

      Taniec jest dla mnie czymś bardzo osobistym i jednocześnie formą sztuki. Nie zawsze mi się udaje zatańczyć tak, jak sobie zamierzyłam, ale za każdym razem jest to dla mnie twórcze. Nie zamykam się wcale w sali do tańca. Lubię tańczyć, gdy myję naczynia, sprzątam, odkurzam. Najlepiej się czuję, tańcząc boso.

      Myślę, że taniec rozumiany w ten sposób uwalnia ze stereotypów zachowań. Nie ma miejsca ocenianie, czy to jest ładne, czy nieładne. Po prostu jest się tym tańcem, jest się w nim i z nim.

      Dla mnie taniec nie jest „na coś”. To nie tak, że gdy źle się czuję, to idę tańczyć. W czwartki zawsze tańczę, tak jak rano i wieczorem codziennie myję zęby. To coś bardzo naturalnego.

      Za każdym razem ciekawi mnie, kogo w tym tańcu spotkam, co się wydarzy, kto przyjdzie. Jestem w nim zrelaksowana, szczęśliwa, nie zdarzyło mi się, abym po godzinie intensywnego ruchu wychodziła zmęczona. Wręcz przeciwnie, gdy mam za sobą ciężki dzień, taniec dodaje mi sił i jeszcze więcej energii.

      Te zajęcia czwartkowe są dla mnie wyjątkowe. Niczego tutaj nie musimy na siłę się uczyć. Przychodzimy tańczyć i to, co trzeba dzieje się samo. Jest w tym niewątpliwie jakaś magia.

      Ten taniec rozluźnia, otwiera, udostępnia możliwość prawdziwego bycia ze swoim ciałem.

      Opowiedziała Basia. Zapisała Olga