Chwilami wyglądało to całkiem inaczej – wtedy, kiedy wysiadali z busa, elegancko ubrani, z walizkami. Albo kiedy szli w góry – w kolorowych strojach, kapeluszach, kobiety starannie uczesane, ozdobione piękną biżuterią. Chwilami w tańcu, w gorących latynoskich rytmach albo przebojach Golców –  beztroska, energia, fantazja, szaleństwo były takie same jak te, które pojawiają się, gdy jestem z ludźmi o 50-30 lat młodszymi. Czytaj dalej

Czas – wieczór, temperatura + 35 st. w cieniu, miejsce – Politechnika Wrocławska, hol w budynku D-20, okazja – międzynarodowa konferencja IV Wrocławskie Spotkania Bibliotekarzy. Na zaproszenie Małgosi i Ani w takich to okolicznościach prowadziłam z Joanną w zeszły czwartek zabawę z salsą i innymi tańcami. Uczestnicy konferencji z energią i tanecznym talentem włączyli się do zabawy. Piękny i bardzo gorący to był wieczór.

Son
Jak twierdzą niektórzy muzycy kubańscy, salsa jako muzyka nie istnieje, jest tylko son, a nazwa „salsa” jest jego komercyjnym określeniem.
Son wyrósł z połączenia muzyki afrykańskiej i europejskiej.
Wg niektórych źródeł (Laureano Fuentes Matons 1893) najstarszym znanym utworem tego gatunku jest Son de la Má Teodora, powstały ok. 1570 na Kubie w Santiago de Cuba.  Aktualnie podaje się jako początek sonu  koniec XIX w.
Największą popularność muzyka son zyskała w drugiej połowie XIX w. w kubańskiej prowincji Oriente.
SextHabanero72 Son ma lokalne odmiany, jak sucu – sucu, Changiu, nengon, Kiriba, Guaracha, Son Montuno. Są to określenia wiejskich zebrań – imprez, na których świętowano i bawiono się z różnych okazji.
Struktura tradycyjnego son to wstęp z refrenem, podanym przez śpiewaka. Potem chór śpiewa refren, a śpiewak improwizuje. W starej wiejskiej wersji son śpiewać może każdy, nie ma podziału na śpiewaków i słuchaczy. Każdy może wziąć udział w takiej spontanicznej „dyskusji”.
W wersji miejskiej wprowadzono zwrotki, ograniczając elementy improwizacji.
Ten nowy gatunek muzyczny do Hawany trafił ok. 1909 roku, wraz z kubańskimi żołnierzami. Jako muzyka biedoty długo nie był akceptowany przez klasę średnią i elitę. Określany był jako frywolny i nieprzyzwoity, ze względu na bliski kontakt w tańcu kobiety i mężczyzny i proste, czasem wulgarne słowa.
Na początku XX w. rząd kubański wprowadził czasowy zakaz grania son z powodu jego niemoralności. Mimo tego (lub raczej dlatego) jego popularność stale rosła.
Pierwszą znaczącą grupą son było Cuarteto Oriental (1917), założone przez Guillermo Castillo, potem przekształcone w Sexteto Habanero.
Pod koniec lat 20 Ignacio Pineiro zaczął tworzyć son bardziej taneczny, poetycki i jako pierwszy z zespołem zagrał son dla kubańskiej elity. Od tego momentu son stał się popularny wśród wszystkich Kubańczyków. A założony przez Pineiro zespół Septeto Nacional (1926) nadal istnieje i nagrywa.

Jak mówią na Kubie ” Son jest czymś najwspanialszym dla radości duszy”.

Źródło: Wikipedia, Wydawnictwo Ferment „Septeto Nacional” 2005

Salsa – historia cz.1

Muzyka i taniec niewolników.

Paradoksem historii jest fakt, że jedna z najgorszych plag ludzkości miała ogromny wpływ na powstanie jednego z najpiękniejszych rodzajów muzyki na świecie. Bo gdyby nie było niewolnictwa prawdopodobnie nigdy nie usłyszelibyśmy salsy, son, rumby czy całej muzyki latynoamerykańskiej.
Hiszpanie dotarli na Karaiby w 1492r, które zamieszkałe były wtedy przez Indian z Ameryki Południowej. Kuba w 1521  została włączona do wicekrólestwa Nowej Hiszpanii. Kolonizacja w ciągu 50 lat doprowadziła do całkowitej zagłady miejscowej ludności (1560). Czytaj dalej

tybetanska mniszka„Uwielbiam tańczyć, odkąd byłam mała. W Nagi Gompa czasami wykonywałam szalone choreografie, żeby rozerwać mistrza moimi skokami i zaimprowizowanym krokiem. (…) Gdy dorosłam, tańczyłam nadal. Przychodzi mi to całkiem naturalnie, moje ciało natychmiast reaguje na muzykę. Odkrywszy salsę, doznałam niemal objawienia (…)
Mniszka tańcząca salsę? Od mniszki oczekuje się powściągliwego zachowania. Lecz ja nie jestem taką osobą. Nie da się mnie zaszufladkować. Zatem nigdy nie afiszuję się ze swoją odmiennością, by nikogo nie szokować bez powodu. Dostosowuję się.”

Ani Choying Drolma
„Tybetańska mniszka. Chcę wyśpiewać wolność”

Wprawdzie nie zostało to jeszcze udowodnione jednoznacznie, ale poszlaki wskazują, że łączenie salsy ze skiturami daje efekty bardzo pozytywne.  Początki za nami. Silna grupa salsowa uzupełniona o zaprzyjaźnione osoby spotkała się w ubiegły weekend na szkoleniu Skiturowe ABC w schronisku Samotnia. W piątek dobieranie sprzętu, w sobotę pierwsze klejenie fok i wędrowanie we mgle do Domu Śląskiego i Lucni Boudy, zjazd do schroniska. W niedzielę pogoda znacznie się polepszyła, więc wędrówka na Słonecznik była prawie w słońcu. Zjazd zielonym w stronę polany tak nam się spodobał, że zrobiliśmy go jeszcze raz. Piękne połacie białego, nietkniętego śniegu… Potem był dość trudny zjazd do Polany Bronka Czecha i podejście znów na fokach do Samotni. Szkolenie prowadził Robert Róg www.skitury.info.pl. W następnym tygodniu będzie jeszcze jedno podobne szkolenie skiturowe, a potem 22-23.03 doskonalenie techniki jazdy – głęboki, nieratrakowany śnieg przekonał wielu  z nas, że dobrze byłoby się jeszcze czegoś nauczyć.

To zawsze jest ciekawe, kto przyjdzie na zajęcia do nowej grupy.  Kogo przyprowadził prosty impuls, ciekawość, dla kogo to ważny moment, bo marzenie o tańcu czekało wiele lat na spełnienie… Niektórzy łatwo wchodzą w nowe miejsca, do nowej grupy, inni potrzebują czasu na oswojenie. Często w grupie po paru zajęciach widzę, jakie kto ma ulubione miejsce, kto z przyjemnością patrzy w lustro, a kto woli nie widzieć swojego odbicia.
Czasem zapominam, żeby uprzedzić, że to pierwsze spotkanie może wiele w życiu zmienić. Salsa raz zakosztowana, apetyt na ciąg dalszy zbudzić może i potem już chce być stałą częścią tygodnia.
Żeby sprawdzić, czy tym razem też tak będzie, zaczynamy 20 września, po przerwie wakacyjnej salsę w czwartki o 19:20.

 

Na stole pojawiła się biedronka, za oknem hula wiatr. Jeszcze w górach zima, a tu już w głowie coraz więcej myśli o wiośnie, o lecie. Więc i zebrałam się dzisiaj za wysyłanie wieści o naszych tanecznych wyjazdach, weekendach w Paradzie i wakacjach z tańcem w Silnej Nowej.

Przeglądam przy okazji zdjęcia i czytam maile, w których zapisały się wrażenia z tamtego roku. To co najmocniej pozostało w moich wspomnieniach to radość z prostych przyjemności – tańczenia boso po trawie pod błękitem nieba, zanurzanie się w czystej wodzie jeziora, wirowanie kolorowych sukienek na wietrze… Spojrzenia i uśmiechy… Jedzenie pod wielką lipą, przy drewnianym stole i coraz dłuższe rozmowy na beztroskie i ważne tematy… Poranne ćwiczenia w pełnej dźwięków ptaków i drzew przestrzeni… Taniec w jego wszelkich przejawach, pozwalanie ciału na spontaniczny ruch, dziecięcą przyjemność zabawy i dojrzałe pełne odczuwanie siebie i innych tańczących… Noce z sierpniowymi gwiazdami i ogień nad wodą…

To są moje wymarzone wakacje. Już się na nie cieszę w tym roku. Dorota poprowadzi improwizacje i ćwiczenia zwiększające świadomość ciała, ja tradycyjnie salsę sueltę i etniczne tańce, Beata będzie prowadzić salsę z mocną domieszką afryki, Edyta zaprosi nas do flamenco. Basia z Ulą z Lecącym Żurawiem zaprowadzą nas w stronę ciszy i wyczucia energii. Dom po Lipą przyjmie nas pod swój gościnny dach… Do zobaczenia i do zatańczenia w Silnej Nowej!

Zadanie jest z tych takich alchemicznych. Mamy tańczących. Wśród nich liczne miłośniczki i miłośników swobodnego salsowania, instruktorki salsowe, improwizacji w kontakcie i flamenco, mamy zawodową tancerkę baletu, wysokiej klasy tancerza tańca towarzyskiego i tych, którzy tańczą chętnie najrozmaitsze rytmy. Mamy spory zapas muzyki: od najrozmaitszych salsowych stylów, przez funki, swing do folku cygańskiego i bałkańskiego. Teraz tylko trzeba zgrabnie to połączyć, w odpowiednich proporcjach i kolejności, żeby magia tańca zadziałała. I tak się stało tego wieczoru… A że pysznego jedzenia było pod dostatkiem i zapasy win… To nie przypadek, że i toast wzniesiony został…

Jedną z większych przyjemności z prowadzenia zajęć jest widzenie tego, jak zmienia się z kolejnymi zajęciami ruch tańczących, jak pojawia się coraz więcej swobody, uśmiechów, okrzyków… Czasem to małe zmiany, kiedy ciało jest opancerzone, nawykłe do 'trzymania się dzielnie’, ciało w którym zapisały się różne życiowe ciężary… Potrzeba wtedy czasu, żeby puściły napięcia. I tylko żeby się nie spieszyć, nie ponaglać, nie porównywać.

Każdy ma swoją drogę do siebie, do pełnego wyrażania tego, co w środku. Dla mnie najważniejsze okazało się odpuszczanie, niemuszenie, pozwolenie, żeby nogi, brzuch, ręce poruszały się same, a głowa nie chciała przeszkadzać. W tej muzyce, którą tańczymy, dużo jest trudnych afrykańskich rytmów i widzę, że najczęściej lepiej radzi sobie z nimi ciało, niż umysł…

Im bardziej zmęczona wychodzę z pracy, tym bardziej – kiedy już wejdę do naszej Lustrzanej Sali i włączę muzykę – chce mi się tańczyć. Im bardziej się wytańczę, tym więcej energii czuję. I cieszę się, że to doświadczenie dzielę z salsującymi ze mną kobietami. Dobrałyśmy się, jak widać, dobrze. Są wśród nas przedstawicielki różnych profesji i stanowisk. Jest np. wykładowca fizyki, specjalistki z Biblioteki Politechniki, biegłe księgowe, managerki. Mamy w swoim gronie i psychologa, i filozofa, i ceramiczkę. Z niektórymi salsuję już kilka lat. Dzięki tym czwartkowym zajęciom mam 2 godziny szczęścia tygodniowo gwarantowane.

A tu zdjęcia z naszych zajęć zobacz>>
Informacje aktualnych zajęciach
zobacz>>

Lato w mieście kilka lat temu. Spaceruję po parku, na skraju którego stoi wielkie gmaszysko, a z jego otwartych okien, nie płynie, ale gna w moja stronę muzyka bardziej gorąca niż to upalne lato w mieście. Zadzieram głowę i widzę poruszające się w jej rytm postacie. Pierwsza myśl: chciałabym znaleźć się tam w tej sali i tańczyć, z tymi dziewczynami, ale natychmiast tę przyjemną myśl przerywa mi zrzędliwa Matka Polka z pytaniem – czy Ty się dobrze czujesz? a zakupy, obiadki, sprzątanie, gotowanie, kiedy Ty chcesz tu przychodzić ? dołącza się jeszcze głos znienawidzonej Ciotki-Klotki: zapomnij, zacznij dziergać czapeczki dla wnuków, na ćwiczenia 40+ możesz się wybrać, ale tutaj? Na hulanki miałaś czas, ustąp miejsca młodszym. Pogodzona z obiema zrzędami mijam smętnie gmaszysko i wracam do rzeczywistości. Czytaj dalej