Tomasz: Taniec to domena prawdziwych dżentelmenów.

Myślę, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety, gdy tańczą z sercem i zaangażowaniem, mogą wiele w tańcu wyrazić.

Pewnego dnia żona oznajmiła mi, że idziemy uczyć się tańczyć. Było to jej postanowienie noworoczne i marzenie. Oczywiście, zamierzałem pomóc jej je spełnić. Rzecz jasna, miałem opory. Miałem wtedy 37 lat i nie interesowałem się tańcem. Jako dziecko byłem niski i pulchny, ten rodzaj ruchu mnie nie pociągał. Potem, już jako nastolatek, trochę zazdrościłem tym, którzy umieli z gracją poruszać się na parkiecie, np. w dyskotece. Jednak nie ciągnęło mnie do tego, aby spróbować samemu.

Trudność polega też na tym, że w naszym społeczeństwie dominuje stereotyp, że mężczyźni nie tańczą i nie płaczą. Moim zdaniem, jest on bardzo szkodliwy. Bo mężczyźni potrafią wspaniale wyrazić się w tańcu i mają również prawo do smutku. Myślę, że wiele złego w kwestii wizerunku tancerza narobiły różnego rodzaju programy telewizyjne, gdzie tańczący mężczyźni przedstawiani są wręcz karykaturalnie, nienaturalnie, często nieodpowiednio do danego rodzaju tańca.

Tymczasem taniec to domena prawdziwych dżentelmenów. Od oficera wojska polskiego przed wojną wymagało się m.in. umiejętności poprowadzenia damy na balu i znajomości najmodniejszych tańców. To był jeden z elementów dobrego wychowania. Dla mnie nie ma piękniejszego widoku niż mężczyzna w smokingu, kobieta w balowej sukni krążący z gracją w rytm muzyki. Szkoda, że coraz rzadziej można oglądać coś takiego! Poza tym, przy nauce tańca trzeba jeszcze brać pod uwagę męską ambicję – jeśli coś nie wychodzi, to my się szybko zniechęcamy!
Z tangiem u mnie tak nie było. Nie dość, że zauroczyło mnie od samego początku, to jeszcze świetnie mi wychodziło. Tańczę z żoną od 2004 roku, prowadzimy milongi w „Tajemniczym Ogrodzie” – restauracji we wrocławskim Teatrze Lalek. Z przyjemnością i satysfakcją uczę też innych. Lubię być aktywny, w ruchu – taniec to tylko jedna z moich pasji. Studiuję na AWF-ie, strzelam też z łuku.
Myślę, że aby współcześni mężczyźni przekonali się do tańca, musi się zmienić mentalność w Polsce. Dobrze by było, żeby nie wstydzili się okazywać swoich prawdziwych uczuć, odważnie pokazywali, jacy są i aby… tańczyli. Na szczęście na lekcjach widzę coraz więcej panów, choć nadal ich brakuje.
Taniec cenię za wiele rzeczy, ale głównie za satysfakcję, że coś robię dobrze. Na pewno poprawia sprawność fizyczną i ruchową. I to też nieprawda, że tańczyć tango mogą tylko młodzi. Ten taniec jest dostępny tak naprawdę dla wszystkich. W Argentynie tańczą 80 i 90-latki. Można się na nich wzorować!
Tango zdecydowanie zmieniło moje życie na lepsze. Wychodzę z założenia, że ten taniec to jest coś, czego uczyć się będę cały czas, do końca, wciąż w tym będę doskonalił się i rozwijał. Myślę, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety, gdy tańczą z sercem i zaangażowaniem, mogą wiele w tańcu wyrazić. I tu przestroga! Nie mylmy zmysłowości tanga z prawdziwymi życiem. To tylko taniec. Taka pułapka czyha czasem na dobrze tańczących mężczyzn, otoczonych wianuszkiem wielbicielek. Ja tego nigdy nie mylę!

Opowiedział Tomasz. Zapisała Olga