Opowieść Małgosi
Lato w mieście kilka lat temu. Spaceruję po parku, na skraju którego stoi wielkie gmaszysko, a z jego otwartych okien, nie płynie, ale gna w moja stronę muzyka bardziej gorąca niż to upalne lato w mieście. Zadzieram głowę i widzę poruszające się w jej rytm postacie. Pierwsza myśl: chciałabym znaleźć się tam w tej sali i tańczyć, z tymi dziewczynami, ale natychmiast tę przyjemną myśl przerywa mi zrzędliwa Matka Polka z pytaniem – czy Ty się dobrze czujesz? a zakupy, obiadki, sprzątanie, gotowanie, kiedy Ty chcesz tu przychodzić ? dołącza się jeszcze głos znienawidzonej Ciotki-Klotki: zapomnij, zacznij dziergać czapeczki dla wnuków, na ćwiczenia 40+ możesz się wybrać, ale tutaj? Na hulanki miałaś czas, ustąp miejsca młodszym. Pogodzona z obiema zrzędami mijam smętnie gmaszysko i wracam do rzeczywistości.

Marzec 2008. Otwieram ciężkie drzwi gmaszyska, przede mną schody jak z filmu „Przeminęło z wiatrem” – nomen omen, na ich szczycie wejście do sali. Już wiem, że to ta , której szukam. Słyszę tę sama gorącą muzykę. Ciekawe co mnie tam czeka? No nie powiem sala piękna , car mógłby tu kameralny bal wyprawić. Duże kryształowe lustro, ozdobny sufit, duże okna. Te same na, które niespełna rok temu patrzyłam z dołu. Jestem wśród dziewczyn-kobiet wcale nie podlotków. Większość, to, o dziwo, moje rówieśniczki. Uff, może nie będzie całkowitej klapy, może one podobnie jak ja nie maja super kondycji i jak padniemy, to razem. Zgrabna dziewczyna w kruczoczarnych włosach wita nas na kursie salsy, to Ania nasza nauczycielka. Po dwóch minutach jej wystąpienia, wiem, że ją kocham. Po pierwsze mówi, że nasza salsa-suelta jest stylem tańca, który ma nas zrelaksować i bawić, nie będzie nas przygotowywała do olimpiady. Po drugie zapewnia nas, że nie musimy zwracać uwagi na kroki i starać się je wiernie powtarzać. Mamy tak tańczyć, jak nam w duszy gra. Chwilowo jestem uratowana. Jednak dla pewności szybkiej ucieczki staje gdzieś na końcu grupy. Tańczymy. Muzyka cudo, Ania tańczy jak Kubanka, jednym idzie lepiej innym gorzej. Pomimo, że należę do tej drugiej grupy nie zniechęcam się. Wręcz przeciwnie, rozkręcam.

Marzec 2009. Nareszcie czwartek. Szybko pędzę do domu, coś tam gotuję, albo nie. Coś tam jem, albo nie. Mało ważne. Zaraz zapakuję torbę z butami, kolorową chustę na biodra, coś do picia i już mnie nie ma. Dziesięć minut jazdy i już parkuję pod gmaszyskiem. Jeszcze tylko schody z „ Przeminęło z wiatrem” i czarodziejskie drzwi, które działają tak, że jak je zamykasz, to czujesz się jak Alicja w Krainie Czarów. Po drugiej stronie lustra, czekają na ciebie muzyka, taniec, super dziewczyny i zawsze uśmiechnięta Ania. Rzadko kiedy w tej krainie masz ochotę myśleć o czymś innym niż o tym co tu i teraz. Niech wszystkie terapie świata się chowają. Przez godzinę starasz się nadążać za układami, nie deptać po nogach koleżanek i wczuć się w rytm. I jest coś, o czym wcześniej nie wiedziałam, a tylko słyszałam. To energia grupy. Tak jakby ktoś nas połączył niewidzialnym kabelkiem i podłączył do jednego agregatora mocy. Po godzinie takiego doładowania wracasz do domu i jesteś „strongwomen”.

Jeśli stwierdzisz, że przydałaby Ci się większa dawka energii możesz wziąć udział w programie „Power +” czyli Tańce szkockie „ – raz. Potrzebne są: kondycja, dystans do pogubionych kroków, duża butelka wody mineralnej, spódnica w szkocka kratę i przydałby się też partner do tańca, bo układy są zazwyczaj w parach, ale jeśli nie to zawsze koleżanka może udawać kolegę. Oprócz tego, że się można natańczyć do woli , to jeszcze serwowana jest duża dawka śmiechu, kiedy przy nowych krokach i układach jedni wpadają na drugich, gubią partnerów, mylą prawą z lewą stroną, kobietę z mężczyzną itp. Nawet nie wiesz kiedy z dnia robi się ciemna noc. Naprawdę dobra zabawa.

Jak jest ci mało , to zawsze możesz skorzystać z programu „Super – Power „ .Dwa razy do roku organizowane są trzydniowe warsztaty w pięknych okolicznościach przyrody. Wyjeżdżamy do klimatycznej „Parady”, a tam zapominamy o bolących zębach, kredytach, monotonii, chłodzie i głodzie. Trzy dni tańca, improwizacji, spacerów, pysznego jedzenia, wieczorów przy kominku i wszędobylskiej zabawy .

Grudzień 2010. Koniec roku , czas świątecznych życzeń , a wśród nich krótki list od naszej Ani nauczycielki salsy, w którym zawarła wszystko co zajęło mi dwie strony pisania:

Jeszcze raz
chcę Wam bardzo podziękować za piękne, pełne
energii i ciepła przetańczone wspólnie godziny w
mijającym roku.
To dla mnie wielka radość dzielić z Wami radość z
tańca, spotykać się, gdy przemijają kolejne
wiosny, lata, jesienie i zimy. Świat wkoło kipi
różnymi sprawami, a ja wiem, że mogę liczyć na
czas, kiedy zanurzam się beztrosko z Wami w gorące
rytmy i cieszyć się tym od bosych stóp po końce
rozwianych włosów…

M.Q.
(tekst, autorstwa jednej z naszych salserek, Małgosi, ukazał się w branżowym czasopiśmie EBIB)
styczeń 2011

Już tydzień minął od imprezy w 11domu a ja jeszcze słyszę w sercu tętent afrykańskich bębnów..:)Takie wytańczenie przy energetycznej latynoskiej muzyce , spotkanie tak pozytywnych ludzi jak u Was w 11domu- ładuje mnie na kolejne tygodnie.Dzięki wielkie Aniu i Beato!
Da-na

To wielka przyjemność przebywać w przyjaznych nurtach 11Domu i tańczyć w tak doborowym towarzystwie. Serdeczne dzięki za zorganizowanie piątkowego szaleństwa na parkiecie i za wszystkie ważne chwile razem spędzone.
Dorota

Dzięki Beatko za piątkową porcję powera i to nie tylko w wymiarze tanecznym. Ach Ci „bębniarze” ! No ale przecież potwierdza się , po raz kolejny, reguła Wieczorów Tanecznych ze ŚWIETNĄ atmosferą w 11 Domu. U Was można być „sobą” po prostu.
Malena

Cieszę się , że od roku tańczę salsę. Taniec ten wyzwala we mnie pozytywną energię i pozwala szybciej odreagować problemy życia codziennego. Lubię również chodzić na imprezki do 11 Domu. Można sobie potańczyć, poznać fajnych ludzi, spotkać kogoś, kogo nie widziało się parę lat a przede wszystkim pojeść najlepszej we Wrocku sałatki, którą przyrządza Beatka. Dziękuję za wszystko Beatko i Aniu jest super.
Ela

Kiedyś taniec kojarzył mi się wyłącznie z bujaniem się w zadymionym klubie w sobotnią noc. Teraz tańczę w słońcu, na łące, boso, z zamkniętymi oczami, tańczę dla siebie, tańczę stopami, tańczę sercem. Taniec to dla mnie wyrażanie siebie, kontakt z ludźmi, zabawa, modlitwa, ruch. W 11 Domu odnalazłam te wartości i poczułam twórczą moc tańca. Tańczy moje ciało, tańczy moje serce, tańczy moja dusza. Polecam.
Agnieszka B.

Ten wieczór spędzony w tak sympatycznym towarzystwie, przy spontanicznej zabawie, zaliczam do jednego z najlepszych. Z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu.
Rafał

Witamy serdecznie,
Miło nam poinformować, że Pani zajęcia zostały bardzo wysoko ocenione przez uczestniczki ostatnich 4 edycji Progressteronu i zebrały minimalną liczbę ocen 10, niezbędną aby zajęcia umieścić w drugiej edycji Rozwojowo-Rozrywkowego Przewodnika dla Kobiet.
Z pozdrowieniami,
Zespół Dojrzewalni Róż
wrzesień 2006