Po co grać, czyli pamiętna noc w Pruszowicach
„Dla tancerza ciało jest instrumentem – ciałem. Ale po co grać, po co tańczyć? – Z potrzeby serca. Gdy tańczymy razem, stajemy się zespołem, orkiestrą. Stroimy się, wyczuwamy, wsłuchujemy. Stajemy się jednością, tańczymy unisono, w harmonii i w kontrapunkcie, praktykując polirytmię i polimetrię – stóp, oddechów, serc. Mazurki, polki, kujawiaki, kujony i oberki, wiwaty i chodzone zanotowane na tej płycie służyły wielu pokoleniom z serca Polski. Zmieniały codzienność w wyjątkowość, a prozę w poezję. We wszystkich tych melodiach rozpoznajemy rytmy serc poprzedzających nas muzyków i tancerzy” To słowa z okładki płyty wyjątkowego zespołu – Tria Janusza Prusinowskiego (www.januszprusinowskitrio.pl). Jak piszą, tak grają – muzyka tego zespołu cieszy uszy i porywa do tańca. Jest wielobarwna, energetyczna, zadziwiająca, świeża, choć bardzo tradycyjna… Z zachwytem przetańczyłam gorącą sierpniową noc na weselu Doroty i Juliana. Na parkiecie do rana szalał międzynarodowy barwny korowód weselników. Z radością poznawaliśmy rytmy tradycyjnych polskich tańców – zasługa to była Piotra Zgorzelskiego, który czasem porzucał basy, żeby nauczyć nas prostych kroków i układów. W ciekawym świecie żyjemy – myślałam sobie tańcząc w podwrocławskich Pruszowicach oberka z piękną dziewczyną z Maroka, wywijając poleczkę ze szwajcarskim partnerem, wiedeńskiego walca z sąsiadem z Sępolna…
Cieszę się, że miałam taką piękną okazję do spotkania Janusza Prusinowskiego i muzyków z jego zespołu, że zakosztowałam 'na żywo’ ich muzyki. I już zaczynam zwoływać miłośników tańca, żeby za jakiś czas zaprosić Piotra Zgorzelskiego, żeby pomógł nam zaprzyjaźnić się z rytmem naszej tradycji zapisanym w mazurkach, oberkach, kujawiakach…