Taniec nie zapomniał o mnie. Opowieść Krysi
Od kiedy tańczę? Myślę, że od zawsze. W dzieciństwie chodziłam na zajęcia z rytmiki. Nie znaczy to jednak wcale, że byłam nadmiernie ruchliwym dzieckiem. Wręcz przeciwnie – i dzisiaj jestem raczej typem kanapowca. Są ludzie jakby stworzeni z ruchu, nawet gdy siedzą, wydają się lekko rozedrgani. To na pewno nie ja.
Tak naprawdę roztańczyłam się dopiero na studiach. Chodziłam wówczas chętnie na zabawy taneczne i dyskoteki. Wtedy interesował mnie wyłącznie taniec z partnerem i bardzo było ważne, żeby dobrze prowadził. Tańczyłam wówczas z zapamiętaniem, oddając temu serce. Czułam, że jestem tym tańcem.
Potem miałam sporą przerwę. Tak to się po prostu poukładało. Zajmowałam się czym innym i mocno mnie to pochłaniało. Poza tym mój cudowny mąż nie tańczy. Urodził się nam syn, stałam się w całości żoną i matką. Nie było już we mnie miejsca na nic innego. Myślałam, że czas tańca jest już poza mną.
Myliłam się. Taniec nie zapomniał o mnie. Miałam już dobrze po czterdziestce, gdy koleżanka zaprosiła mnie na zajęcia z choreoterapii i tańce w kręgu. Ponad dwadzieścia kobiet miało razem tańczyć i świetnie się przy tym bawić. Uważałam, że to niemożliwe. Okazało się świetne. Nie tylko tańczyłyśmy, bardzo się przy okazji zmieniałyśmy i wzmacniałyśmy. Trwało to dwa, może trzy lata.
Nie pamiętam dokładnie odkąd tańczę salsę w 11 Domu. Ostatnio dostałam różne zdjęcia (taneczne i wyjazdowe). Najstarsze chyba z 2010 roku. Wtedy już na pewno chodziłam na zajęcia. Znowu zaprowadziła mnie na nie koleżanka.
Od razu poczułam, że to jest moje. Oczywiście myliłam kroki, ale to nie było ważne. Radość była od razu. Z czasem pojawiło się poczucie swobody, lekkości i łączności z tańcem, ze światem, ze sobą… Teraz miewam nawet poczucie łączności z innymi tańczącymi, jednak na to trzeba było trochę poczekać.
Taniec dla mnie to taka manifestacja esencji życia, witalności. Niesłychanie ważna jest energia tańca. Szczególnie widać to w naszej salsowej grupie czwartkowej, kiedy możemy doświadczać jak pojawia się energia, wzrasta i wiruje razem z nami. Każda z nas może się poczuć wspaniała, jedyna w swoim rodzaju, akceptowana. Wszystko w atmosferze swobody, bezpieczeństwa, przyzwolenia na wszystko, co się wydarzy. Uwielbiam to.
Taniec daje mi też poczucie, że jestem. To jeden ze sposobów odczuwania istnienia. Tak właśnie mogłabym to wyrazić. Jeść, oddychać, być, tańczyć, kochać, wędrować po górach, latać… To wszystko pozwala zbliżyć się do absolutu, zachwycić światem, mocniej poczuć, że mam coś w środku (może to dusza?).
Tym właśnie jest dla mnie taniec i dlatego tańczę.
Opowieść Krysi zapisała Olga Szelc